CZYTASZ -> KOMENTUJESZ
* Sophie *
Obudziłam się koło siódmej. Poszłam pod prysznic i ubrałam się w czarne rurki, top moro, czarną kamizelkę z ćwiekami i czarne lity z ćwiekami. Pomalowałam paznokcie na czarno i umalowałam się mocno. Zbiegłam szybko po schodach łapiąc po drodze torebkę.
- Hej! - przywitałam się wbiegając do kuchni. Po chwili zorientowałam się, że nikogo w niej nie ma. - Cholera jasna! - pobiegłam do pokoju Claudii. - Wstawaj! - wrzasnęłam.
- Czego drzesz japę?! - usłyszałam z pod kołdry. Wbiegłam do jej łazienki, nalałam w kubek zimnej wody i wylałam ją na przyjaciółkę.
- Już nie żyjesz! - usłyszałam z łazienki po tym jak Claudia wyskoczyła z łóżka, wzięła ciuchy i tam wbiegła.
- Też się cieszę, że cię widzę - wyszczerzyłam się. - Ja idę obudzić chłopaków, a ty zrób naleśniki - wyszłam z jej pokoju i poszłam do łazienki. Wzięłam pięć kubków, wlałam do nich zimnej wody i weszłam do pokoju chłopaków. Po cichutku podeszłam do ich łóżek i wylałam na nich zawartość kubków.
Zaczęli piszczeć jak małe dziewczynki, a ja? Ja zaczęłam się śmiać. Wyjęłam szybko telefon i zrobiłam im zdjęcie i wstawiłam na Twittera.
Po chwili ich komórki zawibrowały, a ja ulotniłam się z pokoju.
- So! Nie żyjesz! - usłyszałam, na co się tylko zaśmiałam i zwiałam do kuchni.
- Naleśniki! - ucieszyłam się i usiadłam do stołu. Zjadłam pięć i wtedy przyszli chłopcy. Nialler rzucił się na naleśniki, a po chwili reszta również.
- Dzięki Claudia, uratowałaś mi życie - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja? Ja cię muszę zabić - uśmiechnęła się chytrze razem z chłopcami.
- Cholera! -wrzasnęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zerknęłam na godzinę i uśmiechnęłam pod nosem.
Usiadłam na łóżku i włączyłam komputer. Zalogowałam się na skype i zobaczyłam, że mama jest dostępna. Zadzwoniłam. Szybko odebrała:
- Hej, Sophie.
- Hej, mamo.
- Co tam u ciebie?
- Dobrze. Jak zawsze dokuczamy sobie z Claudią i chłopakami.
- Ehh... ta dzisiejsza młodzież.
- Nie narzekaj. Mógł ci się urodzić syn.
- Ja nie narzekam - podniosła ręce w geście obrony. - Ja mówię jak jest.
- Tsa.. - usłyszałam pukanie do drzwi. - Czego?! - wydarłam się w stronę drzwi.
- To ja!
- Kto ty?!
- No, ja Claudia!
- Dobra, mamo muszę kończyć - zwróciłam się do ekranu, na którym widniała twarz mojej mamy. - Pa, pa.
- Pa pa. - Rozłączyła się.
- Właź! - wrzasnęłam w stronę drzwi, zza których po chwili weszła Claudia i chłopcy. - Czego?
- So, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz wrzucać naszych zdjęć z rana do netu. Znowu dzwonili ze szpitala - powiedział poważnie Lou, a ja zachichotałam.
- Ile teraz zemdlało? - spytałam ze śmiechem.
- Piętnaście - odpowiedział.
- Szkoda - posmutniałam. - Ostatnio jak wrzuciłam wasze zdjęcie z basenu to zemdlało czterdzieści.
- Co?! - wrzasnęli tak głośno, że spadłam z łóżka.
- To! - pokazałam im język i wstałam z podłogi.
- Ahh... to dlatego, ta baba z domu koło sklepu się tak na nas dziwnie gapi... - westchnął Hazz. - A myślałem, że ona na mnie patrzy, a nie na was.
- Hazz! Ona ma 69 lat - popatrzyłam na niego z politowaniem.
- 69? Pa pa - pomachał nam i już chciał wyjść z pokoju, ale wcisnęłam żółty przycisk i moje drzwi zamieniły się w lustro. Wcisnęłam zielony przycisk i Harry został zamknięty w dźwiękoszczelnym pudełku.
- AAAAAAA - usłyszeliśmy pisk.
- Musiał głośno wrzasnąć - powiedziała Claudia.
- Masz rację. Sądzisz, że ogłuchł? To w jego zawodzie i hobby nie byłoby zbyt przyjemne...
- JAK TY TO KURWA ZROBIŁAŚ?! - wydarli się się milczący do tej pory chłopcy gapiąc się na pudełko, w którym siedzi Harry.
- A więc... - Zadzwonił mój telefon. - Claudia? - kiwnęła głową, a ja wyszłam na balkon. - Halo? - odebrałam.
- Sophie, mamy następnego.
- Tom, będziemy za dwadzieścia minut - rozłączyłam się i weszłam do pokoju. - Tom dzwonił. Mają kolejnego. A teraz wypieprzać muszę się przebrać.
- Dzięki Claudia, uratowałaś mi życie - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja? Ja cię muszę zabić - uśmiechnęła się chytrze razem z chłopcami.
- Cholera! -wrzasnęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Zerknęłam na godzinę i uśmiechnęłam pod nosem.
Usiadłam na łóżku i włączyłam komputer. Zalogowałam się na skype i zobaczyłam, że mama jest dostępna. Zadzwoniłam. Szybko odebrała:
- Hej, Sophie.
- Hej, mamo.
- Co tam u ciebie?
- Dobrze. Jak zawsze dokuczamy sobie z Claudią i chłopakami.
- Ehh... ta dzisiejsza młodzież.
- Nie narzekaj. Mógł ci się urodzić syn.
- Ja nie narzekam - podniosła ręce w geście obrony. - Ja mówię jak jest.
- Tsa.. - usłyszałam pukanie do drzwi. - Czego?! - wydarłam się w stronę drzwi.
- To ja!
- Kto ty?!
- No, ja Claudia!
- Dobra, mamo muszę kończyć - zwróciłam się do ekranu, na którym widniała twarz mojej mamy. - Pa, pa.
- Pa pa. - Rozłączyła się.
- Właź! - wrzasnęłam w stronę drzwi, zza których po chwili weszła Claudia i chłopcy. - Czego?
- So, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz wrzucać naszych zdjęć z rana do netu. Znowu dzwonili ze szpitala - powiedział poważnie Lou, a ja zachichotałam.
- Ile teraz zemdlało? - spytałam ze śmiechem.
- Piętnaście - odpowiedział.
- Szkoda - posmutniałam. - Ostatnio jak wrzuciłam wasze zdjęcie z basenu to zemdlało czterdzieści.
- Co?! - wrzasnęli tak głośno, że spadłam z łóżka.
- To! - pokazałam im język i wstałam z podłogi.
- Ahh... to dlatego, ta baba z domu koło sklepu się tak na nas dziwnie gapi... - westchnął Hazz. - A myślałem, że ona na mnie patrzy, a nie na was.
- Hazz! Ona ma 69 lat - popatrzyłam na niego z politowaniem.
- 69? Pa pa - pomachał nam i już chciał wyjść z pokoju, ale wcisnęłam żółty przycisk i moje drzwi zamieniły się w lustro. Wcisnęłam zielony przycisk i Harry został zamknięty w dźwiękoszczelnym pudełku.
- AAAAAAA - usłyszeliśmy pisk.
- Musiał głośno wrzasnąć - powiedziała Claudia.
- Masz rację. Sądzisz, że ogłuchł? To w jego zawodzie i hobby nie byłoby zbyt przyjemne...
- JAK TY TO KURWA ZROBIŁAŚ?! - wydarli się się milczący do tej pory chłopcy gapiąc się na pudełko, w którym siedzi Harry.
- A więc... - Zadzwonił mój telefon. - Claudia? - kiwnęła głową, a ja wyszłam na balkon. - Halo? - odebrałam.
- Sophie, mamy następnego.
- Tom, będziemy za dwadzieścia minut - rozłączyłam się i weszłam do pokoju. - Tom dzwonił. Mają kolejnego. A teraz wypieprzać muszę się przebrać.
Pisane przy Take Me Home
Szkoda, żę nie mamy tego koncertu
Miłego czytania
3 komentarze -> następny rozdział
Fajny rozdział
OdpowiedzUsuńNie jestem Directonerką czy jak tam to się pisze...ale to mnie zaciekawilo chcemy kolenjny rozdzoal
OdpowiedzUsuńa ja jestem Directionerką i matką tej szalonej bloggerki i jestem dumna że się pojawiam w rozdziale :) chociaż tylko jako element świata przedstawionego hehehehehehe poproszę więcej rozdziałów z matką w rolach epizodycznych :D
OdpowiedzUsuń